wtorek, 30 grudnia 2014

Opera była, ale się zmyła... a żyć trzeba

Tytuł może nie do końca jasny dla większości tych, którzy tu przypadkiem trafią, ale oddający to, co o tej sprawie myślę.
Dla porządku, jednak od początku.
Dawno, dawno temu, była sobie przeglądarka Opera. Kiedy ją odkryłem, była w wersji 5. Wikipedia, której - nota bene - wówczas nie było twierdzi, że było to w roku 2000. Ewenementem z dzisiejszego punktu widzenia był fakt, że wówczas była produktem komercyjnym i dynamicznie się rozwijała.
Lata mijały, pojawiały się nowe wersje tej przeglądarki, w międzyczasie wersja na PC stała się całkowicie darmowa (brak istniejącego wcześniej banera reklamowego), ale mimo tego, że była to funkcjonalnie najbogatsza przeglądarka na rynku, do tego najbardziej konfigurowalna pod względem wyglądu, nigdy nie zdobyła takiej popularności, jak (w kategorii przeglądarek alternatywnych w stosunku do IE) najpierw Firefox, a później Chrome.
Wg statystyk w3schools.com było to ciągle poniżej 2%.
Być może głównym problemem były wieczne problemy z kompatybilnością z niektórymi witrynami. A może powodem był kiepski marketing? Teraz ciężko jest to tak do końca stwierdzić.
Opera Software reklamowała tę przeglądarkę (i również stała na stanowisku), że przeglądarka powinna przede wszystkim "trzymać" standardy internetowe i wyświetlać strony zgodnie z nimi.
Niestety rzeczywistość, jak zawsze była nieco bardziej okrutna. Liczba witryn internetowych, które nie trzymały żadnych standardów, była (i nadal jest) zatrważająca. Wówczas często jedyną przeglądarką, na której testowane było wyświetlanie witryny, był Internet Explorer. Nikt nie przejmował się aż tak standardami.
Dopiero później Opera Software, jako "protezę" do modułu renderującego Presto, zaczęła stosować wkładki w JavaScript aby poprawiać wyświetlanie niektórych bardziej popularnych witryn.
Zasadniczo, Opera posiadała te same problemy aż do swojej ostatniej, dwunastej wersji, wydawanej w latach 2011-2013.
Mimo to, przynajmniej dla mnie, była to - przez te wszystkie lata - główna i ulubiona przeglądarka internetowa - głównie ze względu na swoją konfigurowalność oraz liczbę dodatkowych funkcji, które przez te lata wykorzystywałem. Wśród zalet były:
  • gesty myszy
  • możliwość dowolnej konfiguracji skrótów klawiaturowych
  • klient pocztowy
  • czytnik kanałów RSS i Atom
  • w pełni konfigurowalne wyszukiwarki wybierane z paska adresu dowolnie zdefiniowanym skrótem
  • bloker elementów strony
  • menedżer haseł
  • obsługa kart prywatnych
  • zakładki
  • narzędzia developerskie (Dragonfly)
  • możliwość zapisania sesji (stanu kart)
  • szybkość działania
  • praktycznie dowolność w konfiguracji interfejsu (położenie i wygląd pasków narzędzi)
  • możliwość zapisania lub natychmiastowego otwarcia ściąganego pliku
  • Speed Dial
Wadę w postaci nieprawidłowej interpretacji treści na stronie dawało się często obejść przy pomocy maskowania nazwy i wersji przeglądarki, co było konfigurowalne oddzielnie dla każdej witryny. Po zamaskowaniu jako Internet Explorer lub Firefox, większość niedziałających poprawnie witryn, była wyświetlana poprawnie. Z perspektywy czasu mógłbym nawet pokusić się o stwierdzenie, że dla szarego użytkownika przeglądarki internetowej, nie był to szczególnie widoczny problem zwłaszcza, że kompatybilność stron była "wewnętrznie" poprawiana przy użyciu wcześniej wymienionych skryptów w JavaScript - ale była to dla twórców przeglądarki praca syzyfowa.

I tak, po wielu latach, podjęto decyzję o tym, że Opera musi zmienić moduł renderujący i w efekcie, Presto z Opery 12 został zastąpiony WebKit'em w Operze 15.
Społeczność zgromadzona wokół Opery miała nadzieję, że połączenie funkcjonalności dojrzałej Opery 12 z nowoczesnym modułem renderującym używanym przez przeglądarkę Chrome, da doskonały rezultat.
Niestety, jak się potem okazało, Opera 15 była całkowicie nową, ascetyczną przeglądarką, która bazowała na Chrome nie tylko modułem renderowania stron internetowych, ale również funkcjonalnością. Złośliwi twierdzą, i nie bardzo mijają się z prawdą, że Opera 15 to Chrome ze zmienionym znaczkiem.
Ze starej Opery nie zostało nic. Ani wygoda użytkowania, ani funkcjonalność, ani nawet menedżer zakładek. Cóż... Opera Software wyrzuciła do kosza ponad 10 lat rozwoju produktu i zaczęła od zera.

A ja... do niedawna używałem ostatniej Opery 12.17 ale, ponieważ ma ona coraz większe problemy z wyświetlaniem niektórych stron (facebook.com jest tu najlepszym przykładem) jako, że WWW ewoluuje, zaś Presto nie jest rozwijany, zacząłem rozglądać się za inną przeglądarką.
Mając swoje, wypracowane przez lata na Operze nawyki, rozważałem w zasadzie trzy przeglądarki, każdą się przez chwilę bawiąc. Była Opera Dev (chyba wersja 26 - nadal się toto do niczego nie nadaje porównując ze "starą" Operą - i ten stan potrwa jeszcze chyba z parę lat), był Firefox i był Chrome. IE nawet nie próbowałem używać dłużej - mimo, że w obecnej wersji jest to przeglądarka całkowicie inna, niż jeszcze kilka lat temu.
Jako, że filozofia Firefoksa (dostępność rozszerzeń funkcjonalności) była najbliższa moim potrzebom (w końcu chciałem zrobić to tak, aby mieć coś a'la Opera ;-)), a jednocześnie ognisty lisek przez wiele lat był najbardziej popularną i uznaną przeglądarką na rynku (co wpływa na przyzwyczajenia jeśli chodzi o testowanie z różnymi witrynami), został on moją nową główną przeglądarką.
Niestety, do pełnej funkcjonalności, jakiej wymagałem, musiałem doinstalować nieco rozszerzeń.
Obecnie zainstalowane są:
  • AdBlock Plus + Element Hiding Helper
  • Bamboo Feed Reader
  • FireGestures
  • Ghostery
  • Gmail Notifier
  • Greasemonkey
  • Paste and Go Hotkey (Keyboard Shortcut)
  • Prywatna Karta
  • Speed Dial
Pomimo zainstalowania powyższych, nadal brakuje mi:
  • lokalnego klienta pocztowego (wiem, wiem, jest Thunderbird - kiedyś też tego nie rozumiałem, ale odkąd mam na jednym komputerze służbowego Outlooka, drażni mnie trzymanie jeszcze jednego programu pocztowego). Na razie proteza w postaci Gmail Notifier jest do przełknięcia, choć interfejs GMail nie jest tak wygodny, jak lokalny klient okienkowy.
  • konfigurowalnych wyszukiwarek - miałem na przykład słownik polsko-angielsko-polski z witryny bab.la podpięty pod ciągi znaków "en" i "pl". Wystarczyło w pasku adresu wpisać "en mleko", żeby dowiedzieć się, jak po angielsku jest mleko ;-) Bardzo wygodne - bo, przede wszystkim, szybkie.
    Wygląda na to, że da się to zrobić, bo przypadkiem istnieją dodatki słownika bab.la dla translacji EN-PL i PL-EN dla liskowej wyszukiwarki. Można też zdefiniować słowo kluczowe i automagicznie działa wyszukiwanie z paska adresu :-)

Na razie to tyle.
Nowa Opera (aktualnie w wersji 25), ma również bogatą bibliotekę rozszerzeń i jestem pewien, że również dałaby radę lepiej lub gorzej zastąpić starą. Ale jak zwykle, gdzieś musi być dodatkowa łyżeczka dziegciu, którą w tym przypadku stanowi okienko zapisywania plików.
Otóż w nowej Operze nie da się (z powodu udokumentowanego widzimisię developerów) otworzyć właśnie ściąganego pliku. Jedyną akcją jest Zapisz, a potem mogę sobie kliknąć w folderze, w którym następuje zapisywanie. A potem... mogę sobie co jakiś czas te pliki usuwać.
A o ile prościej było po prostu kliknąć Otwórz - plik był w lokalizacji tymczasowej, a po zamknięciu był automatycznie usuwany. Widać było to mało intuicyjne i generowało "confusion", jak to gdzieś przeczytałem na blogu developerów nowej Opery...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz